Recenzja Zaczarowana (Enchanted) (2007)
Nie jestem pewna czy jestem po prostu za stara na takie filmy, czy jednak był to kicz, ale niestety nie mogę pozytywnie wypowiedzieć się na temat tej produkcji. Zastanówmy się czy robimy bajkę dla dzieci czy film dla starszych ludzi. Bo takie przemieszanie z jakim mieliśmy do czynienia w “Zaczarowanej” jest nie do przyjęcia. Niestety ta “Animacja, Familijny, Fantasy, Musical, Przygodowy, Romans” (sic!) denerwował mnie już po dziesięciu minutach. Za dużo ‘zerżniętych’ z innych dobrych motywów. Znów oklepany Nowy York, nie wspominając już o magicznym przeniesieniu do innego świata, a wychodzenie z kanałów? oh, please!
Poznajemy Giselle, bajeczną postać z Andolezji, która uważa, że najważniejszy w życiu jest prawdziwy pocałunek, który należy złożyć na ustach prawdziwej miłości… I oczywiście magiczny książę pojawia się, od razu oświadcza, zwierzęta pomagają pannie młodej uszyć suknię… Jest nawet zła macocha czarownica. Wszystko to, co powinno znaleźć się w bajce. I do tego momentu jest to idealna produkcja dla dzieci. Jednak podczas przeniesienia akcji do realnego świata, cały zamysł się psuje. Jeśli film miał być przeznaczony dla dzieci, to nie zrozumieją go w dalszej części, jeśli dla dorosłych, to będą się irytować jego naiwnością.
Nie było realnie, romantycznie. Nawet nie było śmiesznie. Czego więc dalej szukać?
Oczywisty od początku filmu był fakt, że wszystko zakończy się happy endem. Ale czy ja wiem czy był on taki szczęśliwy dla dorosłych odbiorców? Zwłaszcza kobiet? Pointą filmu generalnie jest fakt, że faceci potrzebują infantylnych księżniczek, ‘przynieś, wynieś, pozamiataj’, a, i do pomocy będzie miała jedynie ptaszki i szczurki.
Każda z nas marzy o ‘prawdzimym księciu z bajki’, jednak pewnego dnia wyrastamy z dziecięcych wyobrażeń o świecie. Smutne, ale prawdziwe, po co wmawiać naiwnym jeszcze szesnastolaktom, że zawsze będzie dobrze?
Na szczęście nie obejdzie się bez pozytywów. A właściwie jednego. Mowa tu o genialnej grze aktorskiej Patricka Dempsey’a, znanego przez większość z serialu ‘Chirurdzy’. Gra realistę, który nie wierzy w bajki, a z biegiem filmu zauważamy jego wewnętrzną przemianę.
Bajki zawsze mają morał. Tutaj ciężko się go dopatrzeć. Chociaż może jest? Przecież Giselle nie zostaje ‘na zawsze’ z pierwszym mężczyzną. Może pokazuje, że nie zawsze ten, który wydaje się nam być ‘tym jedynym’ tak naprawdę nim jest? Jeśli o to chodziło, to przykre…. Udowadnia to tylko jak świat jest okrutny.
Muszę przyznać, że Disney wydał wiele lepszych ‘bajek’. To była zwykła komercyjna maszynka do napędzania pieniędzy.